Prawdopodobnie kiedyś miał dom. Kocha i tęskni do ludzi, to pewne. Może nawet kiedyś i jego kochano, ale z jakiegoś powodu trafił na ulicę - chory, słaniający się, bezbronny. Przyjechał do Schroniska z pokłutymi łapkami, guzami, krwią w moczu. Ktoś go solidnie zaniedbał i zawiódł na całej linii. Porzucił, gdy potrzebował opieki i troski. Pozostaliśmy mu my – obcy ludzie, na których zerkał wymownie spod opadającej powieki, szukając wsparcia, zrozumienia i pomocy. Przeszedł szereg badań, jeden zabieg usunięcia guza. Wielka radość, bo guz był niezłośliwy - raz się udało. Chore uszy dostarczyły nam mocnych wrażeń, gdy staraliśmy się utrzymać Fredzia w gabinecie weterynaryjnym i kombinowaliśmy, jak założyć mu kaganiec, który zdejmował z pomysłowością i zręcznością godną MacGyver’a. Niestety ostatnie badania ścięły nas z nóg, a onkolog nie pozostawił złudzeń. Jest źle. Fred ma prawdopodobnie raka płaskonabłonkowego w pęcherzu; kolejny guz, przy odbycie – do usunięcia i badania histopatologicznego. Ile czasu mu zostało? Jeśli diagnoza się potwierdzi i chemia zadziała, to rok-dwa. PILNIE szukamy mu domu, bez innych zwierząt, który zapewni mu miłość i opiekę na ostatniej prostej życia i będzie przy nim do końca. Fred jest dużym psem, waży obecnie 33 kg, nie lubi wizyt u weterynarza. Ma słabe tylne łapy, wskazane więc, by mieszkał na parterze.
Piesek jest pod opieką grupy 7. Kontakt w sprawie adopcji:
bit.ly/2S5iMqs
Instagramie -> bit.ly/2YUjpWk